2011-05-14 - 2011-05-27

Podróż Skandynawia z rowerami na dachu

Opisywane miejsca: Poznań, Jelonek, Tallin, Helsinki, Ranua, Rovaniemi, Inari, Nordkapp, Alta, Lofoty, Narwik, Kiruna (2768 km)
Typ: Album z opisami

Moja Skandynawia. Hmm. Od czego zacząć....Może od pomysłu.

Zaczęło się w kwietniu 2010 r. Zastanawialiśmy się nad wyborem miejsca na kolejne wakacje. Padały pomysły Alp i Chorwacji, może Toskania i Hiszpania a wybraliśmy Sycylię...

...właściwie to w pewnym momencie we troje przegłosowaliśmy Beatę, która zdecydowanie wolała północne Włochy od południowych. Nasz pomysł nie przetrwał nawet pięciu minut. Wystarczyło bowiem krótkie wspomnienie rowerowej wyprawy do Finlandii sprzed trzech lat i nagle wszyscy zgodnie doznaliśmy olśnienia.

Powinniśmy wrócić do Finlandii!!! Znamy ją tylko od strony południowej, więc czas na północ. Mając do dyspozycji ekonomicznego diesla, w dodatku suwa (świeży zakup Jacka i Beaty) uznaliśmy wyjazd do dalekiej Laponii za całkiem realny. Od tej chwili nasze myśli, emocje i entuzjazm w ciągu kilku minut zmieniły swój bieg. Przecież przed chwilą oczami wyobraźni widziałem kołujący nad Catanią samolot. Czułem gorący powiew rozpalonej Sycylii, gdy w olśnieniu nowego celu naszych wakacji maszyna nagle poderwała się  i zawróciła ku odległej północy. 

Tak więc Skandynawia. Rzut oka na mapę i mamy główny cel podróży – Laponia/daleka północ kontynentu, przejazd przez całą Finlandię po sam kraniec Europy... przylądek Północny czyli Nordcapp. Hmm to blisko 3 tys. km z Poznania, za więc kilka dni w aucie na przejazd a może i całe trzy tygodnie w podrózy. 

Po pierwszym entuzjazmie musieliśmy jakoś zmaterializować co to dokładnie oznacza pojechać na północ kontynentu. Jakie miejscowości, jak daleko posunąć się w poznawaniu Norwegii, jak to zaplanować w czasie, kosztach. Północ to przecież przede wszystkim odległość, przestrzeń, niewiele zabytków za to bezkres przyrody. 

Najważniejsze wydały nam się parki narodowe w Finlandii, Nordcapp i fiordy w Norwegii. To co na mapie jest realne, w praktyce oznacza setki kilometrów odległości i godziny potrzebne na ich przebycie. 

Każdy z nas ma swoje ulubione źródła poszukiwań. Jacek zabrał  się za szperanie w internecie, ja zacząłem od przewodników Pascala.

Po kilku tygodniach rozpoznawania Skandynawii nabraliśmy jako takiego wyobrażenia dokąd jedziemy. Coś, niecoś dowiedzieliśmy się o kosztach wynajmu domków, opłatach za prom, kampingi, przejazd  podmorskim tunelem. Nieocenione w planowaniu trasy i tym razem były wyszukiwarki odległości jak np. viamichalin, pozwalające dość precyzyjnie określić odległość i czas przejazdu.

Dość powiedzieć, że całe wakacje przejechaliśmy bezbłędnie z tradycyjnymi mapami, bez  nawigacji GPS. Przydatne informacje znaleźliśmy w sieci. Polski opis przybliżył nam nie tylko ciekawe miejsca, drogi dojazdu, ale i ceny w sklepach. Te w Norwegii jak zauważyliśmy szokują nie tylko Polaków czy Czechów ale i sąsiedzkich Finów... Tak jak zawsze warto mieć jakiś plan, rozeznanie, poparte przewodnikami, mapami, czy wydrukami z internetu. Tu też polecam wymianę waluty już w Polsce  na euro (Finalndia) oraz korony (Norwegia, Szwecja). Unikniemy wtedy szukania bankomatu, banku, starty czasu i przy okazji ponoszenia większych kosztów takich operacji od zakupu w polskim kantorze.

Ryzyko kradzieży gotówki co prawda istnieje zawsze i wszedzie, ale przez 3 tygodnie mieliśmy duże, zdecydowanie większe niż w Polsce poczucie bezpieczeństwa. Także przejechanie kilku tysięcy kilometrów po Skandynawii było bardziej bezpieczne niż zaledwie kilkuset kilometrów po naszych  polskich drogach.  Zresztą w razie awarii lub wypadku świat się przecież nie kończy (polisy AC). Dla pewności auto przeszło przed wyjazdem podstawowy przegląd, a każdy z nas miał polisę zabezpieczającą ewentualne koszty leczenia czy też podróż powrotną transportem medycznym:)    

No więc do jakiego kraju/ krajów jedziemy? Skandynawia choć jest bezkresna i słabo zaludniona, to między bajki można włożyć rzekome problemy z zatankowaniem na dalekiej północy. Natknąłem się na szereg nieprawdziwych sugestii w przewodnikach, że jedziemy jakoby na Syberię czy do środkowej Afryki. Finlandia, Norwegia i Szwecja to jedne z najbardziej rozwiniętych i najbogatszych krajów świata. Dostęp do sklepów, czy stacji benzynowych jest porównywalny z polskimi Bieszczadami podczas weekendu majowego. Przy głównych szlakach nie brakuje miejsc postojowych, małych miejscowości i stacji benzynowych, które są jednocześnie barem, kawiarnią, zakładem naprawczym i lokalnym centrum kultury:)

Choć jadąc tu ucieka się od cywilizacji, to całkowite pustkowie i bezludzie dopiero znajdziemy zjeżdżając z głównych szlaków.  Najważniejszym z nich jest droga północna, ciągnąca się przez 1384 km z Helsinek w Finlandii do norweskiego Nordcapp.Wtedy rzeczywiście za jedynych towarzyszy będziemy mieć renifery i łosie oganiające się od gromadek komarów. Być może dopiero wtedy zabraknie nam ropy i będziemy czekać na traktor wyciągający z tej głuszy bale drewna.

Teraz, żeby nie zanudzać przejdę trochę do chronologii wydarzeń.

 

Początek wyprawy:Suwalszczyzna;Ruszyliśmy w sobotę rano z Poznania do Turtulu na Suwalszczyźnie (ok. 600 km) z przerwą na kawkę w Tykocinie. Trochę trzeba zboczyć z drogi, ale warto rozkoszować się sielankowym popołudniem w polsko-żydowskim miasteczku. Przepiękny kościół, synagoga i rynek tego pierwszego prywatnego miasta w Polsce, będącego niegdyś własnością  Stefana Czareckiego zachwycają. Miasto położone jest przy przepięknej rzece Narwi, na rynku po okiem dawnego właściciela i hetmana, który ma tu swój pomnik odbywał się festyn. Miasteczko  jakby żywcem przypominało siebie z filmu "Biała sukienka", którego akcja rozgrywa się na tykocińskim rynku.  Dalej droga wiedzie ku prawdziwej Suwalszczyźnie, a ta to nie, jak wielu sądzi Augustów czy Mikołajki:),  tylko nieco dalsza część mapy, tzw polski biegun zimna, ot pn-wsch kraniec Polski, wręcz koniuszek.   Może dobrze, że tak mało osób zna prawdziwą suwalszczyznę, bo to miejsce przeurocze i odludne. To tutaj lodowiec pozostawił niezwykle pagórkowaty krajobraz, a ludność mieszka tu od pokoleń, wraz boćkami, mlecznymi krowami, mając za sąsiadów Rosjan, Liwtinów i Białorusinów.  Inaczej niż na zachód położonych Mazurach w okresie międzywojennym było to terytorium Polski, graniczące z Niemcami i Litwą.W Turtulu nocowaliśmy w siedzibie Suwalskiego Parku Krajobrazowego (ceny przyzwoite, 4-osbowy pokój za ok. 140 zł). W miejscu noclegu zaczyna swój bieg rzeka Czarna Hańcza, a nieopodal znajduje się najgłębsze w Polsce, szafirowe, cudne jezioro Hańcza.  Stałym punktem naszej obecności w tym miejscu są posiłki w knajpie pod Jelonkiem w miejscowości Jeleniewo. Smakoszy dań firmowych knajpki jak kartacze, babka ziemniaczana, czy lin w śmietanie podawanych niezmiennie od lat przez dwóch braci dowcipnisiów jest wielu.  My spotkaliśmy rok temu ich aż w Owiedo, w północnej Hiszpanii. Byli to jedyni Polacy jakich mieliśmy okazję poznać w Hiszpanii i do tego znawców Jelonka:)  O rodzinnej gospodzie Pod Jelonkiem powstała książka. Tu bowiem toczy się życie towarzyskie miasteczka, można też się posmiać ze spotkania kultury tutejszej i przyjezdnej, tzw warszawskiej choć może i poznańskiej:-)  Duże miasto, z grubszym portfelem, często też brzuchem  kręci nosem, że to toalety takie siakie i nie tak tanio (15-25 zł za danie), a może kelner za dowcipny, ale mimo i właśnie dlatego siedzi cicho bo nigdzie w okolicy nie można podjeść tak smacznie, no i przecież  niedrogo -:). Kolejnego dnia, po porannej kąpieli w lodowatym zalewie Czarnej Hańczy, ruszyliśmy ku pobliskiej granicy z Litwą. Do widzenia Jelonku...do zobaczenia kartacze i żurki... 
  • Suwalszczyzna
  • Tykocin, pierwszy dzień wyprawy
  • Synagoga w Tykocinie
  • uliczka w Tykocinie
  • Festyn w Tykocinie
  • Kościół w Jelonku
  • rozlewisko rzeki Hańcza w Turtulu
  • Festyn w Tykocinie
  • Suwalszczyzna
  • Suwalszczyzna, jedna z wiosek
  • Suwalszczyzna
  • Suwalszczyzna
  • Suwalszczyzna
  • Suwalszczyzna
  • Suwalszczyzna

Dawne przejście graniczne, opuszczone niczym upadły PGR oznaczało dla nas początek mozolnej drogi przez trzy nadbałtyckie kraje.

Tranzyt przez trzy bałtyckie państwa, patrząc na mapę jest 700 km strzałką w górę. Droga idzie wyłącznie ku północy i rzeczywiście jedzie się długimi , prostymi odcinkami. Choć ma się wrażenie ulgi wobec standardu polskich dróg krajowych to znanych nam z karju emocji nie zabraknie. Tranzytowa trasa to okazja dla zarobienia dla policjantów, polujących na kierowców przekraczających prędkość.  Trasa nie jest zapachana ale niekiedy uciążliwa jest jazda z gromadką tirów i  lawet a niekiedy niebezpieczna przez gnających na łeb na szyję litewskich kierowców w leciwych volkswagenach.

Mimo to jadąc zgodnie z przepisami względnie szybko, bo po 11 h udało nam się dojechać wieczorem do stolicy Estonii - Tallina.

W 3 dawnych republikach radzieckich ceny wydają się wyższe niż w Polsce.  Miło, że po drodze można zapłacić  kartą i nie trzeba szukać kantoru aby wypić kawę. Na Litwie oraz w Estonii paliwo jest o kilkadziesiąt groszy tańsze niż u nas, stąd warto napełnić bak wraz z dolewkami.

Każda ze stolic (Wilno, Ryga, Tallin) tych trzech ciekawych krajów jest bardzo atrakcyjnym turystycznie i wartym odwiedzin miastem. Polecamy też litewską Kłajpedę oraz pobliski nadmorski, dawniej prywatny kurort rodziny Tuszkiewiczów (tak, tak od Pani Beaty Tyszkiewicz, miejscowość Palanga. Pełna kontrastów: przepiękne przedwojenne wille, molo godne sopockiego i postkomunistyczne hotele to mimo to wręcz nas urzekła atmosfera, rozmachem i położeniem wśród lasów. 

Te miłe wrażenia zostały nam z innych wyjazdów, teraz Pribałtyka była dla nas wyłącznie tranzytem z noclegiem w Tallinie. Tallin - portowa stolica Estonii normalnie latem tętni pełnią życia.  Ma przepiękne stare miasto, otoczone murami obronnymi, z widokiem na panoramę portu, setkami knajp, mieszanką języków i klimatem turystycznym godnym Pragi czy Krakowa. Tym razem nasz krótki pobyt w mieście skończył się na szybkiej, drogiej kolacji w przedwcześnie zamykanym lokalu. Nocleg w równie pustawym jak miasto hostellu, umocnił nasze przekonanie, że Estonia mocno odczuwa kryzys finansowy.

Standard noclegowy jest dużo wyższy niż w Polsce (czysto, schludnie, porządne łazienki, świeża pościel). Starszy pan w portierni względnie dobrze radził sobie w różnych językach ale przejście na rosyjski w widoczny sposób sprawiło mu przyjemność. Przejął się też pilnowaniem naszych rowerów, pozostawionych na noc na dachu samochodu. Po wypicu małej buteleczki Łomży na dobranoc zapadliśmy w głęboki choć krótki sen, bo pobudka czekała nas ok 4 rano.

 

  • Tallin wieczorem
  • Ryga 2007
  • Ryga 2007
  • Ryga 2007
  • Ryga 2007
  • Ryga 2007
  • Tallin 2007
  • Tallin 2007
  • Tallin 2007
  • Tallin 2007
Helsinki

Wczesnym poniedziałkowym rankiem ruszyliśmy ku przeprawie portowej. Wbrew naszym obawom przy wjeździe nie musieliśmy zdejmować naszych rowerów, co było wygodne, choć niezgodne z taniej kupionym w opcji "samochód do wysokości nie przekraczającej..."  biletem promowym. Obłsuga to też ludzie:) a ponadto ściągnięte rowery to dla nich większe zamieszanie podczas załadunku kilkuset aut.

Statek olbrzymi niczym Titanic, pokonuje kilkudziesięciu kilometrową  trasę w 2,5 godziny. To pływające monstrum jest przede wszystkim centrum handlowym. Pełno tu zaspanych ludzi, zmierzających do pracy po drugiej stronie Zatoki Fińskiej. Starzy bywalcy zajmują co lepsze miejsca, niektórzy dosypiają na podłodze, większość ustawia się kolejkach po niezbyt dobrą kawę i małą przekąskę. Na promie spotykamy zarówno polską wycieczkę z Białegostoku jak i pracującego tu Polaka, który nas zagaduje. Polscy turyści są dla nas już tak samo rozpoznawalni jak kiedyś niemieccy, choć różnią się stylem. Naszych poznajemy po sportowych strojach, saszetkach, aparatach i podobnie ja my lekkiej niepewności w zwiedzaniu pływającego olbrzyma. No i te charakterystyczne wąsy...

Nieco inne wrażenia z morskiej podróży mieliśmy dwa tygodnie później podczas powrotu.

Rejs przypadł w niedzielne popołudnie i trwał o 40 minut dłużej. Setki osób, wręcz szturmowały liczne bary, jakby serwowano tu bezpłatne jedzenie, pozstali szturmowali sklepy. Nie byliśmy lepsi, choć poprzestaliśmy na buteleczkach dobrze schłodzonego białego wina. Dziewczynom,  każda kolejna butelka wydawała się coraz tańsza, więc dobrze jest od razu kupić dużą:)

Zdziwiły nas liczne dancingi, bary karaoke i pękające w szwach sklepy, które co prawda nie są już tanie, ale zapewniają ulubioną dla większości pasażerów rozrywkę – kupowanie.  Przeprawa promowa to także świetna okazja do obserwacji. Palacze na pokładzie jak i samotnie pijący piwo to robotnicy z krajów bałtyckich, buszujący wśród półek z alkoholem to Finowie. Mamy wrażenie, że w jedną stronę płynie się głównie do pracy a w drugą po alkohol i rozrywkę.

Wracając do początku to Fińska stolica powitała nas pięknym słońcem i małymi korkami,  zuwagi na przebudowę drogi. 

Port leży w samym centrum Helsinek, jest bramą wjazdową do miasta. Potężne promy wręcz parkują przy ruchliwym nabrzeżu, gdzie na straganach można kupić truskawki i na pobliskim deptaku napić się kawy.

Przepiękny biały, protestancki kościół góruje nad miastem niczym bazylika św. Piotra w Rzymie. Miasto, pełne opasłych budynków wygląda nieco monumentalnie, widoczne są tu także wpływy rosyjskie, o czym świadczy choćby XIX cerkiew wybudowana przez cara jako symbol przynależności Finlandii do imperium Romanowów.

Tak, tak Finlandia była choć częściowo samodzielna, to podobnie jak Polska i kraje bałtyckie odzyskała niepodległość po pierwszej wojnie światowej i jako główne zagrożenie dla niepodległości widziała w Rosji.

A więc jesteśmy już na lądzie i zaczynamy naszą podróż po skandynawskiej stronie Bałtyku, przez fińską bramę ku północy.
  • Helsinki
  • Szybki katamaran Tallin-Helsinki
  • Helsinki, świątynia protenstancka
  • Helsinki, port jest bramą miasta
  • Helsinki, życie toczy się w porcie
  • południowa Finlandia muzeum broni pancernej
  • Tygrys w muzeum broni pancernej, pd Finlandia
  • w tle mapa małego obszaru pd Finlandii
  • ok 22.00 jezioro na trasie Helsinki-Waza
  • ok 22.00 jezioro na trasie Helsinki-Waza
  • ok 24.00 jezioro na trasie Helsinki-Waza
  • ok 24.00 jezioro na trasie Helsinki-Waza
  • ok 22.00 jezioro na trasie Helsinki-Waza
  • widok z portu w Helsinkach
  • porzucony sab w fińskim lesie
  • nabrzeże w Helsinkach
  • cerkiew prawosławna w Helsinkach
  • Helsinki - widok z promu
  • Helsinki - widok z promu
  • Muzeum broni pancernej pd Finlandia

Ok 11 udało nam się dostać na autostradę w kierunku Lahti. Stąd czekała nas już nieomal wyłącznie prosta 600 km droga ku północnemu krańcowi Bałtyku, tj. ku sporemu miastu Oulu nad Zatoką Botnicką.

Autostrada po 100 km zmienia się w zwykłą drogę, ale znaki umożliwiają jazdę z prędkością zwiększoną ze standardowych  90 do 100 km/h. Miejscowości jest mało, ruch także jest niewielki, stąd jadąc zgodnie z przepisami można w ciągu 3 h przejechać 240-270 km. Zależało na bezpiecznej jeździe, unikaniu ryzyka złamania mandatu jak i na ekonomicznym spalaniu. Trzymaliśmy się więc przepisów, konsekwentnie wytracaliśmy prędkość przed znakami, które ją ograniczały aby mandat, czy stłuczka nie zepsuły nam wakacji.Wysokość kar za łamanie przepisów drogowych jest przecież legendarna.Można zapłacić w przeliczeniu 2-3 tys. zł za w naszym rozumieniu niewielkie przekroczenie prędkości. Przez 6 tys. km przejechanych na półwyspie trzymaliśmy się przepisów nieomal bezwzględnie.

Co ciekawe  policję drogową widzieliśmy może 4 razy i nigdy podczas tzw łapania kierowców. Raz nadjechali z tyłu i zatrzymali auto, które ostro wyprzedzało. Sądzimy, że namierzyli "pirata" poprzez kamery widoczne nawet w małych miejscowościach.

Tak szczerze mówiąc, to droga przez Finlandię nie jest porywająca.Na mapie wygląda jak nitka snująca się między jeziorami zatopionymi w zieleni. Z fotela samochodu wrażenie są inne: jedzie się poprostu zielonym tunelem. Wygląda to, jakby walec przejechał przez tajgę. Jest trochę zakrętów i wzniesień ale dużo rzadziej niż sobie  wyobrażałem widać jeziora.

Im dalej na północ tym mniejsza jest możliwość wyboru drogi. Najwięcej ludności w całej Skandynawi mieszka na wybrzeżach i ogólnie w części południowej, więc na północy odnosi się wrażenie, ze wszyscy jadą już w jednym, jedynym kierunku.

Karawana pojazdów, przemieszcza się równym tempem, lekko a jednak z mozołem zaliczając kolejne setki z tysięcy kilometrów, które tu trzeba przejechać. Zdarza się nam kogoś wyprzedzić to, całkowitym passe byłoby łamanie przy tym przepisów, czy znmuszenie kogoś do zjechania na bok podczas wyprzedzania, tzw ostre wypzredzanie itd....inny świat.    

ABC Po trzech godzinach jazdy zatrzymujemy się w przydrożnym centrum „ABC”. Jest to  połączenie marketu, restauracji, baru, stacji benzynowej, sieć widoczna w całej Finlandii. Za 16 euro na  parę korzystamy ze szwedzkiego stołu, dwudaniowo, z surówkami, kawą, napojami, ciastkiem itd. Jakoś im się to opłaca, a dla nas ta opcja jest ponadto okazją do popróbowania tego co jedzą  Finowie w podróży.Po obiedzie, zmianiamy się z Jackiem za kierownicą ale jakoś ciężko  nam się zebrać. Pierwszy dzień daje się nam w końcu we znaki. Mamy późne popołudnie a przed nami szmat drogi. Wszyscy chcą już tylko dotrzeć do Ranui, gdzie mamy nocleg. Ostatnie 300 km jedziemy więc non stop w niespełna 4 godziny. Ok. 20.20 docieramy do stacji benzynowej, gdzie czeka na nas klucz i mapka sytuacyjna z dojazdem do odległego o kilkanaście kilometrów domku nad rzeką. Leniwa atmosfera stacji kontrastuje z naszym pośpiechem powodowanym obawą przed jej zamknięciem i wizją szukania właściciela.Kolejnego dnia rano oddajemy tam klucz do wynajmowanego domku. Mam wrażenie, że spotykam tych samych gości co wieczorem. Nadal popiją kawę i grają na automacie. Ta sama i równie mało rozmowna co dzień wcześniej sprzedawczyni zerka trochę na mnie a bardziej w telewizor, rzuca kilka słów na pożegnanie.Ale, wracając do chronologi to po 800 km w aucie dojechaliśmy do domku w Ranui...

  • Droga na północ, za kołem podbiegunowym
  • Droga na północ, za kołem podbiegunowym
  • Droga na północ, za kołem podbiegunowymDroga na północ, okolice koł podbiegunowego
  • droga północna Finlandia
  • droga północna Finlandia
  • droga północna Finlandia
  • droga północna Finlandia
Pewnie w tym kraju takich miejsc jest wiele, ale my zapamiętamy go wyjątkowo. Niebieski domek wyposażony od łyżeczki po wędkę, tak jakby gospodarze przed chwilą wyprowadzili się na czas naszego pobytu.    Po pierwszym zachwycie odkrywamy, że w łazienko-toalecie brakuje ...bieżącej wody, prysznica czy wanny!!!Już w nieco w pogarszającym się nastroju potęgowanym zmęczeniem znajdujemy rozwiązanie zagadki. Znajdujemy saunę, prawdziwą fińską saunę, czyli mały domek na uboczu, położony tuż przy rzece. W pierwszym odruchu szukam włacznika ogrzewania elektrycznego sauny:) Znajduję dwa piece, jeden nagrzewa saunę, drugi 200 l kocioł z wodą, która posłużyły nam do wieczornej i porannej kąpieli.Już po godzinie rozpalony prez nas ogień wesoło huczał i w domku i w saunie. Zapas świetnie wysuszonego drzewa znalezionego w drewutni potwierdził, że w Skandynawowie myślą o wszystkim. Można by długo opowiadać o wrażeniach z sauny tego wieczoru... polewanie się cebrzykami, ochłoda w rwącej, zimnej rzece to najlepsze co mogło nas spotkać kilkunastu godzinach podróży. Wcześniej przy trzaskającym w kominku ogniu sięgnęliśmy po zapasy kiełbasy z Tykocina i białostockiej żubrówki. Klimat tej pierwszej całkowicie jasnej nocy był niezapomniany...         

Na koniec dnia, w pięknym domku a może bardziej w środku nocy, czy może też nad ranem popalając sobie cygaretkę, nasłuchując poruszającego się nieopodal łosia poczuliśmy się, że jesteśmy daleko, daleko na północy...

  
  • Domek w Ranua, gdzie dalej...?
  • Ranua sauna
  • Domek w Ranua
  • Ranua - woda jest lekko brunatna
  • Ranua- domek musi być nad rzeczką
  • Ranua - domek na jedną noc
Rovaniemi.

Kolejny nasz przystanek to Rovaniemi. Najpierw pod oddaniu klucza na stacji, przejechaliśmy do dość znanego kilkunastotysięcznego miasta. Poza wypiciem kawy w centrum, wizytą w kilku sklepch niewiele jest tu do zrobienia. Tak jak reszta kierujemy się ku pobliskiej „wiosce św Mikołaja”. 

Ku mojemu zdziwieniu, jest to bardzo znane na świecie miejsce, uznawane za „rezydencję”  Św. Mikołaja. Ludzie z Europy, Azji, Australii, przyjeżdzają tu tylko z tego powodu, robią zdjęcia, zakupy, wyworzą wrażenia niczym z Dysnaylandu.  Kamery zamontowano zarówno w wiosce, symbolicznie zbudowanej na równoleżniku, oznaczającym koło podbiegunowe jak i w samym „gabinecie”  jegomościa pracującego jako „Mikołaj”.

„Święty” wygląda klasycznie, typowy Mikołaj z obrazka, który w przerwach czyta nieznaną z tytułu księgę, może dla powagi, a może dla zabicia czasu. Może jest to jakaś skandynawska saga a może Millenium Larsona. Tak na codzień to Mikołaj ciężko pracuje. Udziela audiencji w prywatnym  gabinecie, w towarzystwie elfa/fotografa. Żeby tam wejść, trzeba swoje odstać, najczęściej wśród skośnookich znawców tradycji bożonarodzeniowej. 

Pomimo moich uprzedzeń do tej świątyni komercji, wizyta okazała się przyjemnie śmieszna i naprawdę warta polecenia. 

Zdwonilismy sięz naszym Kolegą, który siedząc w pokoju konferencyjnym w Łodzi pooglądał nas sobie online przez kamerki internetowe. Transmisję obejrzało szersze grono naszych kolegów; na ich polecenie machaliśmy łapkami do dalekiej Polski i nie przeszkadzało nam, że siez nas nieco nabijają.

Sympatyczny Święty witający nas po polsku zachęcił nas do wspólnego zdjęcia i uiszczenia w najniższej z możliwych opcji opłaty za fotografię w okolicznościowej oprawie z certyfikatem za 25 Euro!!! Nie wiem co się stało ale kupiliśmy do na spółkę z Jackami:)

Kto nie chce ten zdjęcia kupować nie musi, więc marudzenie jest tu zbędne.

W specjalnym urzędzie pocztowym, do góry listów od dzieci z całego świata, dołożyliśmy lkist do Mikołaja od naszej córki i napstrykaliśmy fotki potwierdzające, że rodzice wykonali zadanieJ

Wysłaliśmy kartki z pozdrowieniami do Polski. Już po niespełna 2 dniach otrzymałem od Rodziców z Międzyrzecza smsa, z podziękowaniami za otrzymaną kartkę.  Święty się postarał... z koła podbiegunowego do zachodniej Polski w 36 godzin! Z marszu, tego samego dnia, choć oczywiście późno wieczorem dotarliśmy do Inarii.Inarii.Właściwie jest to ostatnie na północy istotne ...miasto, miasteczko w Finlandii, de facto stolica Laponii.   
  • Poczta w Wiosce św. Mikołaja
  • Poczta w Wiosce św. Mikołaja 8 km na pn od Rovaniemi
  • list do Mikałja: prośba o mikrofon z dostawą do Polski
  • Napapiiri: koło podbiegunowe i Wioska św. Mikołaja
Inari. Właściwie jest to ostatnie na północy istotne ...miasto, miasteczko w Finlandii, de facto stolica Laponii.  Co tutaj.

Miasto w realu wygląda nieco inaczej niż to z przewodnika, sprawia wrażenie bardziej osady niż jakieś zwartej miejscowości. Leży z boku olbrzymiego jeziora, jednego z największych w Finlandii Inarijärvi. Jak dużego? Ma ponad trzy tysiące wysp, a najlepszym sposobem zwiedzania jest wynajęcie małego wodolotu.

Inarii można przejechać w ciągu kilku minut, z lekkim zdziwieniem, że mijamy jeden kamieni milowych naszej podróży.

Z okna samochodu, z drogi stolica Laponii to kilkanaście sklepów, muzeum kultury lapońskiej Siida, przydrożne pole namiotowe, stacja benzynowa, a z boku, dalej od głównej drogi typowo skandynawskie osiedle domków jednorodzinnych.

Dla turystów Inari to punkt tranzytowy w drodze na północ, ostatnie miejsce gdzie można wybrać drogę ku Nordkapp, czy też od razu ku norweskim fiordom, a może skierować się na pn-wschód ku półwyspowi Varanger, pełnemu kolonii ptaków. Możńa tez jechać do Murmańska, północnej bazy okrętów podwodnych Rosji, w latach wojny celu konwojów alianckich  z dostawami dla ZSRR, tak skutecznie zatapianych przez niemieckie pancerniki operujące z baz w pn Norwegii.    

W pobliżu stolicy Sammów (Lapończyków) znajdziemy największe parki narodowe Finlandii i był to jeden z powodów dlaczego wybralismy to miejsce jako smak Laponii.

Zmęczeni podróżą, trafiliśmy na pole namiotowe usytuowane,  nad jeziorem, tuż przy wjeździe do miasta. Nie było źle: cena 37 EU za domek bez łazienki, ale lokalizacja nie zachęciła nas do pobytu. Noc nas nie goniła, więc po małej dyskusji zaryzykowaliśmy i kierując się wskazówkami z przewodnika oraz przydrożnymi tabliczkami wyjechaliśmy  z Inari szukając lepszego miejsca.

Kilkanaście kilometrów dalej, na pn-zachód dotarliśmy do ośrodka z domkami na wynajem. Miejsce jest malownicze, dojeżdża się tu boczną, pofałdowaną  drogą. W dole, tuż nad przepięknym jeziorem leży samotny ośrodek, do lat 70-tych dom dziecka. Przez kilka dni spotykamy tu dwie osoby z recepcji oraz dwójkę rybaków pakujących się do łodzi.  Wyglądali dokładnie tak jak Lapończycy na zdjęciach w muzeum, opatuleni od stóp po głowę, w ciepłych kombinezonach niczym kosmonauci. Wody jeziora są lodowate, każde wypadniecie z łodzi to realne niebezpieczeństwo szybkiej śmierci z wychłodzenia.

W ośrodku sympatyczna Maria pokazała nam dwa domki, wciągnęła w rozmowę, a na koncu powiedziała cenę. Wybraliśmy duży,  60-80 metrowy dom z pięknym widokiem na jezioro. Wyposażenie obejmuje wszystko. Co ważne z uwagi na MŚ w RPA mieliśmy również TV:) Poprzedni lokatorzy zostawili w lodówce kozie sery z Norwegii, a w książce znaleźliśy także wpisy naszych rodaków.

Cena 80 EU za dobę, do niskich nie należy, ale jak większość opłat dzielimy i tę na dwie pary. Cena zrobiła się zatem prawie krajowa, a my poczuliśmy bez kompleksu smak życia w Finlandii. Ach.. cisza...cisza, ośrodek sprawia wrażenie opuszczonego, ale czy nie tego tu szukamy.

Nadzwyczaj gadatliwa okazała się za to nasza recepcjonistka. Poleciła nam świetną stronę pogodową Foreca.com, a na potwierdzenie jej opinii kolejnego dnia rozpadało się z dokładnością co do kwadransa. Maria opowiadała dużo i szybko, więc zrozumiemieliśmy ledwie połowę:) Mówiła, że Finowie są starszliwie korekt, poukładani gorzej od Niemców, nieco bez fantazji za to porządni, pracowici i ekologiczni w dowolnej kolejności. 

Jej tylko nieco mniej rozmowna, bardzo ładna koleżanka, okazała się Francuzką, która tuż po studiach zdecydowała się na pracę w ośrodku. Spoglądając na paryską rejestrację jej auta, nie mieliśmy wrażenia, że przyjechaliśmy ze szczególnie dalekiego kraju.

Kolejnego dnia ruszyliśmy  szutrową drogą rowerami, mijając przepiękne małe jeziorka, w kierunku parkingu i początku szlaku pieszego. Po drodze wyprzedziła nas skoda na praskich numerach. W sandałach i krótkich spodenkach wspieliśmy się na najwyższy szczyt w okolicy i tam spotykaliśmy Czechów. Trochę nam było głupio w tych sandałach, bo trafiliśmy na profesjonalistów, wędrujących po górach z dwoma haskimi a tu Polacy jak zawsze mało rozsądni:)

Na szczycie tak jak w całej Finlandii wybudowano drewniany domek z kozą, zapasem drewna oraz wygódką. Można w nim nocować do 8 h, tj. nie tyle mieszkać co spędzić noc. Czesi zauważyli nasze sandały ale i ślady obecności swoich rodaków w domku (pudełko po herbacie), pogadali i ruszyli dalej. Po kilkunastu minutach przyszli kolejni wędrowcy. Angielski okazał się zbędny, bo znowu przyszli Czesi. Straszeni mobilny naród, Ci Czesi, spotykani przez nas w Skandynawii częściej niż Polacy. Poza nimi nie spotkaliśmy tego dnia nikogo innego. Zatem nie liczać Czechów w Finlandii jJest pusto. W parku Lemmnejoki przez 7 godzin wędrówki spotkaliśmy zaledwie jedną grupę turystów, rzecz rzadka w Polsce.   

 

 
  • Okolice Inari: Vasatokka
  • Tak wygląda Laponia
  • Reny w Inarii
  • Karigasniemi, miasteczko graniczne FIN-NOR
  • Karigasniemi, miasteczko graniczne FIN-NOR. Tak nas żegna Finlandia, obok w barze, właściciel auta popija z kumplami
  • Img 0326
  • Spotkanie na szczycie w Laponii polsko-czeskie
  • Okolice Inarii, widok nieomal z naszego okna
  • Karigasniemi, miasteczko graniczne FIN-NOR
  • Kierunek Karasjok
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Park narodowy Lemmenjoki
  • Vasatokka nocą
  • Vasatokka, 7 km od Inari.
  • Karigasniemi, miasteczko graniczne FIN-NOR

Siida. Muzeum-Centrum Kultury Lapońskiej-Skansen

Położone w centrum Inari, miejsce bardzo ciekawe bo pokazujące gospodarzy tych terenów Lapończyków (sic!) Samów, bo tak nazywa się rdzenna ludność północnej części Skandynawii.  Norwegia, Finlandia oraz Rosja stworzyły tu państwa, wyznaczyły granice, skolonizowały ale nie zniszczyły kultury rdzennej ludności, pomimo prób pod hasłem modrenizacji. Dziś jak widać mniejszości są wartośćią do niedawna uważananych orzez siebie same jednorodnych narodowo państw.

Centrum jest multimedialne, bazuje na podświetlanych fotosach, gablotach, masie opisów, mapek oraz  planów pokazujących rozmach Laponii. Tu wchodzimy w świat zwierząt, ludzi, wielkich jezior.

Sammowie przez stulecia żyli nie niepokojeni przez wielką historię, żyli po swojemu, z dala od skandynawskich wojen i konfliktów dynastycznych, podziału państw, czy ewngelizacji. Żyli podobnie do Indian północnoamerykańskich, z którymi są zresztą spokrewnieni. Żyli z tego co daje im natura, łowiąc, polując i będąc samodzielnymi. Dopiero w XIX wieku pojawia się skandynawska administracja, obnowiązki, próby siłowej ewangelizacji jako metody unifikacji państwa. 

Cywilizaja poza szkołą przyniosła też Laponii spadające bomby. Nie wiedziałem, ale Inarii, Rovaniemi jak i cała pn Finlandia poważnie ucierpiały podczas radzieckich nalotów w 1945 na kraj sojuszniczy Hitlera.

Muzeum, to jednocześnie dobrze zaopatrzony w mapy, nalepki z łosiem, magnesy na lodówkę, rękodzieło czy finki sklepik.

Finek w Laponii nie brakuje. Jestem w nich zakochany i koniecznie chciałem wrócić z jedną, do czego o dziwo namawiała mnie żona. Spełniłoby się bowiem moje marzenie z dzieciństwa, o posiadaniu prawdziwej finki, a nie tępego nóża, z plastikową rączką ze składnicy harcerskiej. W Inari widziałem ich najwięcej, zarówno w Siida jak i w położonych obok sklepach z pamiątkami. Nie mogłem się za nic zdecydować na nóz długi, krótki,  z rączką z drewna a może z rogu renifera, z grawerem lub bez, z jasnym lub z ciemnym ostrzem.

Ostatecznie fiński, kultowy nóż kupiłem podczas powrotu w sklepie myśliwskim w... Helsinkach.

W Norwegii nie trafiłem na tak duży wybór, za to ceny były dużo wyższe, stąd jak wybierac to w Inari.

Po kilku dniach robienia zakupów, łażenia po Inarii poczułem magię tego miejsca. Równie dobrze mogłaby to być jakaś dziura na Alasce. Czuć to przy Siidzie; tu zatrzymują się karawany aut ciągnące na północ, tu widać ruch, ale też jego tymczasowość, pustkę tego miejsca gdy turystów nie ma. Sklepy z pamiątkami są znacznie większe niż możliwości miasta. Przy opadach deszczu można popaść w swoistą melancholię. 

Rozrywką mogą byuć zakupy piwa „dla drwali” – Karhu, Lapin Kulta, wybieranie gotowych porcji karkówki na grilla w małych markecikach.Nie zdecydowaliśmy się na mięsa renifera, krwiste, ofoliowane i niezbyt tanie.      
  • Siida. Centrum- Muzeum-Skansen Lapończyków w Inari
  • Skansen obok muzeum Siida
  • Ekspozycja w muzeum w Siida
  • Ekspozycja w muzeum w Siida, Lapończycy
  • Ekspozycja w muzeum w Siida
  • Ekspozycja w muzeum w Siida
  • Ekspozycja w muzeum w Siida, Lapończycy
  • Ekspozycja w muzeum w Siida, Samki?

Ku Norwegii.

Dalsza droga to strzałka na północ. Ostatnie miasteczko fińskie przypomina mieścinę z kultowego serialu Przystanek Alaska. Na stacji benzynowej można kupić wszystko co potrzebne jest przeżyc w tundrze: od złowienia  ryby po oprawienie renifera.  Oczywiście zaopatrujemy się w piwo Karhu na zapas, bo w Norwegii będzie już tylko drożej. Na pytanie o cięższe alkohole pada odpowiedź pozytywna. Możemy zamówić i dowiozą kolejnego dnia. Nie skorzystamy:) 

Mają tu prawie prohibicję a i tak w knajpie siedzi zdrowo zaprawiona ekipa...nieomalże w południe.  

Nordkapp

 

Droga do przylądka północnego wiedzie przez kilka wysp, na ostatnią wjeżdża się podmorskim tunelem. Dość słono kosztuje opłata za przejazd - w 2 strony będzie to ok. 300 zł za auto i 4 osoby. W Norwegii okazji do takich podmorskich podróży jest sporo. Dla nas ten był najdłuższym i jedynym płatnym.

Podróż na Nordkapp okazuje się bardzo wyzywająca dla kierowcy. Jedziemy po skalistych wyspach, tuż nad brzegiem morza, przez niekończące się zakręty, serpentyny i góry. Nie czujemy zachodu słońca, które ociepla przełęcze, rzadziej strzeliste skały, nieomal ocierające się o auto.  Skały ukryte w cieniu maja szary odcień, przytłaczają nas i spychaj do morza. Widoki są piękne i niepokojące. Już choćby z powodu warto jechać ku Przylądkowi.

Szczęście nam sprzyja i trafiliśmy na słoneczną pogodę, co nie jest tu takie oczywiste. Zbliżając się do końca drogi wjechaliśmy w gęstą mgłę. Na końcu drogi wynurzyła się płatna  za wjazd na Nordkapp bramka wjazdowa. To niesłychane ale półwysep tonął we mgle, jakby specjalnie zasłonięty przed okiem ciekawskich, opatulony puchową pierzynką. Tajemnicza chmura zniknęła około północy. Może to czary a może to najniższe położenie  słońca względem linii horyzontu wzmaga wiatr rozwiewający mgłę.  

Kusił nas widok morza i słońca z kilkudziesięciometrowej skały, toast i ciepłą kawa w barze. Jednak wizja noclegu w tym bardzo wietrznym miejscu, wydatek kilkuset złotych za wjazd, zasłyszane  opinie o bardach, pamiątkach i dyskotece na Półwyspie zatrzymały nas  u wrót Nordkappu.

Nie żałujemy. Chcieliśmy dotrzeć jak najdalej na północ, a takie miejsce znajduje się na wysuniętym o 1,5 km na pn od Nordkapp Półwyspie Kniverskjellodden. Wystarczyło zawrócić główną drogą i zatrzymać się na pierwszym napotkanym dzikim parkingu. Nie byliśmy sami, stały tam 2 auta z Polski, po jednym z Niemiec, Litwy oraz Czech.

Po całym dniu podróży ok. 21.00 ruszyliśmy zaopatrzeni w puszki i żubrówkę z Polski aby wrócić nad ranem ok. 5.30. Droga to ponad 3 godziny dość forsownego marszu. Aby wyobrazić sobie widoki wystarczy przypomnieć baśniową krainę z Władcy Pierścieni – Rohan.  Przyroda, niegasnące przez cały czas słońce, droga na koniec, jakby w Bieszczadach połączonych z oceanem, widoki dalekich wysp, tundra...strumienie, oczka wodne, samotnie wołający ptak i renifer wynurzający się z mgiełki. Po ok. 3 h dochodzi się do linii morza. Stąd doskonale widać jak na dłoni Nordkapp. Tu można i powinno się przenocować, w spokoju, przerywanym kwileniem ptaka zaniepokojonego naszą obecnością, przy lekkim szumie morza. Nie wzięliśmy śpiworów i namiotów, rozgrzewaliśmy się więc widokami, drogą powrotną, emocjami wyborczymi, (kolejnego dnia w Polsce wybrano na prezydenta B.Komorowskiego). Nie brakuje to drzewa na opał, choć beż siekiery ani rusz.

Morze wyrzuca na skalisty brzeg piękne bale drewna, przez lata pozbawionego kory, idealnie białego/ Widzieliśmy wręcz setki takich bali.

Jest drzewo spławiane syberyjskim rzekami, które urwawszy się flisakom przez całe lata dryfuje wokół Skandynawii.

Podróż powrotne zapowiada się na trudną i taka była. Nasz dzień po 22 godzinach skończył się noclegiem w aucie.

 

 

 

 

  • Renifery na Nordcapp
  • 8 kółek na 4 okloice Nordcapp
  • dalej na północ można dojość tylko pieszo
  • Nordaccap ok północy
  • tak wita nas Norwegia
  • Samowskie wigwany z pamiątkami, wjazd do Norwegii
  • W drodze na Nordkapp
  • Droga ku Przylądkowi Północnemu
  • Ren na Nordkappie
  • Jacek wypatrzył renifera, 3 km za nim Nordkapp
  • okolice Nordkapp
  • w drodze do Knivskjellodden...1,5 km dalej na północ od Nordkapp
  • Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • nocna wycieczka na Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • nocna wycieczka na Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • nocna wycieczka na Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • nocna wycieczka na Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • nocna wycieczka na Knivskjellodden, okolice Nordkapp
  • 1,5 h marszu za nami, 1,5 przed nami
  • Jesteśmy na  Knivskjellodden, widok na Nordkapp
  • Doszlismy, Nordkapp w tle
  • ok pólnocy, w kraju wybierają bez nas prezydenta, okolice Nordkapp
  • widok Nordkapp dla wybranych :)
  • droga powrotna, ok 3 rano
  • Nordkapp w tle
  • Img 0544
  • Img 0566
  • Img 0569
  • Img 0572 1
  • Img 0576 1

Alta.

Kolejnego/tego samego dnia  budzi nas słońce wdzierające się do auta. Trochę jesteśmy śnięci, a po drodze robi się mały zator przez stado reniferów blokujące drogę. Beata grzecznie niczym krowy w Polsce, przegania reny z drogi a wszyscy, także nieco bezradni w tej sytuacji Niemcy mamy z tego powodu niezły ubaw.

Po drodze widzimy miejsca postojowe, po kilku godzinach robimy „popas” – przydają się taszczone w dziurze na koło zapasowe zupki Knorra, puszki a i nawet ogórki krajoweJ.

Pogoda się pogarsza. Mimo to widoki są fascynujące, a droga wije się wzdłuż linii brzegowej. Jedziemy fiordami, po jednej stronie mając wysokie na ponad tysiąc metrów skalne ściany, z drugiej zatoczki z zimno-błękitnym morzem. Niekiedy trafia się jakiś mostek skracający drogę, przecina fiord.  Jedziemy zakrętami, nie wiedząc gdzie patrzeć. Czy na drogę czy na szczytu utopione we mgle, czapy śniegu,  jęzory lodu, woda spadająca kilkaset metrów z deszczowych gór.

Dojeżdżamy do Alty. Trochę jesteśmy zmęczeni więc trzeba szybko znaleźć normalny nocleg w tym mieście.

Alta jest mała ale rozległa, położona wzdłuż fiordów, z portem rybackim, małym lotniskiem, ale też z trzema polami kempingowymi, położonymi w pobliżu rzeki Altaelva. Rzeka to raj dla łososi; a miasto to raj dla wędkarzy. Dominuje tu męski typ turysty, z wąsami, dużym autem, czapką z daszkiem, wieczorem patroszącego rybkę, z puszką piwa i papierosem w ręce. 

Podczas wojny w Alcie stacjonował bodajże największy pancernik świata Tirpitz, duma Kriegsmarine i Hitlera. Tu miał swoją bazę do wypadów na alianckie konwoje płynące do Murmańska, stacja radiolokacyjna na Lofotach pozwalała odpowiednio wcześnie wypatrzyć ofiary.   

Dla nas miasteczko to fiord z kilkoma tysiącami rysunków naskalnych nawet sprzed 6,5 tys. lat. Jacyś poprzednicy Wikingów malowali renifery, włócznie, sceny z życia i robili to nieomal przez 4 tysiące. Świat jakby się nie zmieniał i nie sposób rozróżnić które tysiąclecie przedstawiają rysunki. Gdybyśmy dzisiaj wyryli siebie z telefonami komórkowymi, to już za 50 lat musieliby tłumaczyć co trzymamy w rękach. 

Kolejnego dnia po noclegu w małym, ciasnym i niespecjalnie drogim domku uderzamy w kierunku kolejnej atrakcji Alty – kanionu Sautso-Alta. Wycieczka przez tundrę do wysokiego na 400 m kanionu trwa prawie 7 h. Przez ten czas spotykamy dwoje ludzi, idziemy sami, przeprawiamy się przez dość szerokie strumienie, z trudem unikając kąpieli w lodowatej wodzie.

Widok i cała trasa to kolejne bycie ze sobą i tylko z przyrodą. 

Późnym popołudniem ruszamy dalej. Choć noc nas nie goni to robi się nieco ciemno gdy jedziemy przez kilka godzin w ulewnym deszczu.

Bierzemy nocleg jaki jest, czyli domek w małej odnodze fiordu za ok. 30 EU, pośród skał i 400 metrowych wodospadów. Idealne miejsce na wypicie piwka po trudach dnia, podgrzanie fasolki po bretoński, zupy grochowej i wypalenie małej cygaretki na tarasie naszego domku.

  • Renifery na rysunkach sprzed 3 tys. lat
  • Alta, muzeum z ekspozycją rysunków naskalnych
  • Alta, rysunki sprzed nawet 4 tys. lat
  • Droga ku kanionowi w okolicy Alty
  • Kanion Alta
  • Łodzie w kanionie Alta
  • Kanion Alta
  • Woda w Norwegi jest smaczna
  • Fiordy, między Altą a Lofotami
  • Fiordy, między Altą a Lofotami
  • Fiordy, między Altą a Lofotami, w tle samotny Belg
  • Wodospady między Altą a Lofotami
  • Img 0613
  • Img 0617
  • Img 0620
  • Img 0638
  • Img 0643
  • Img 0658
tu, to już wogóle trzeba zaczekać
  • Lofoty - najdalszy cel naszej podróży
  • Rouboren Lofoty
  • droga na Lofotach
  • zielone Lofoty
  • i tu też Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Lofoty
  • Dsc 2927
  • Dsc 2929
  • Dsc 2931
  • Dsc 2934
  • Dsc 2940
  • Dsc 2942
  • Dsc 2968
  • Dsc 2971
  • Dsc 2972
  • Dsc 2975
  • Dsc 2981
  • Dsc 2985
  • Dsc 2987
  • Dsc 2989
  • Dsc 2994
  • Dsc 2996
  • Dsc 2997
  • Dsc 2999
  • Dsc 3001
  • Dsc 3006
  • Dsc 3007
  • Dsc 3030
  • Dsc 3065
  • Dsc 3069
  • Dsc 3078
  • Dsc 3113
  • Dsc 3161
  • Dsc 3172
  • Dsc 3176
  • Dsc 3178
  • Dsc 3179
  • Dsc 3184
  • Dsc 3224
  • Dsc 3243
  • Dsc 3250
  • Img 0716
  • Img 0733
  • Img 0788
  • Img 0807
  • Img 0833
  • Img 0877
Tu będzie o tranzycie przez Szwecję
  • Dsc 3280
  • Dsc 3301
  • Dsc 3304
  • Dsc 3314
  • Img 0888

Zaloguj się, aby skomentować tę podróż

Komentarze

  1. lmichorowski
    lmichorowski (04.03.2013 23:14)
    Rewelacyjna podróż. Przyznam, że też marzy mi się taka, ale z racji że moja małżonka zdecydowanie woli cieplejsze kraje, marne mam szanse na realizację takiej wyprawy. Dzięki więc za ciekawą relację i wspaniałe fotki. Pozdrawiam.
  2. snickers1958
    snickers1958 (20.09.2011 19:23)
    Dzięki piękne za Skandynawię i kolejne marzenia. Wyprawa super. Nie ważne jest zdublowanie zdjęć, ważna jest chęć dzielenia się wrażeniami z innymi. Serdecznie pozdrawiam.
  3. bartek_sleczka
    bartek_sleczka (21.05.2011 10:17)
    Podpisuję się pod każdym zdaniem Smoka.... bARdzo ciekawy opis, sporo ciekawych zdjęć, ale strrrrrraszny bałagan :)
    Pozdrawiam, bARtek
  4. renata-1
    renata-1 (16.05.2011 21:49) +2
    super wyprawa, no a pięknej pogody na Nordkappie można tylko pozazdrościć, nie zdarza się co ... noc.
    Zdjęcie rzeczywiście wymieszane, jeżeli dzielisz podróż na etapy, to lepiej umieszczać je tematycznie pod poszczególnymi etapami, wszystko będzie czytelniejsze (to tylko moja sugestia), pozdrawiam
  5. iwonka55h
    iwonka55h (16.05.2011 21:19) +2
    ciekawa podróż. Ja zawsze jeżdżę od strony Norwegii, Finlandia ciągle czeka.
    Powtórzę za Smokiem prośbę o podpisy i uporządkowanie zdjęć, będzie się lepiej czytało.
  6. iwonka55h
    iwonka55h (16.05.2011 20:29) +1
    no coś takiego? i to z Poznania? biorę się za lekturę.
  7. asta_77
    asta_77 (16.05.2011 19:34) +2
    Będzie ciąg daszy? Wciągnęłam się ;)
  8. s.wawelski
    s.wawelski (14.05.2011 16:50) +4
    Adam, wstawileś pracowicie piękny opis podróży z wieloma bardzo atrakcyjnymi zdjęciami. Wic tylko w tym, że pod pierwszy punkt z podróży podpiąłes wszystkie zdjęcia i w efekcie nie wiadomo skąd które pochodzi. Moze byłoby lepiej rozbic ten punkt na kilka punktow podrozy. Ponadto z tego co zauwazylem, to czesc zdjec sie powtarza, renifery przed samochodem nawet 3 razy. Wszytskie zasługuja na uwage i podziw, ale zwykle jeden przedstawiciel wystarcza :-)

    Pozdrowienia :-)